Ta strona została uwierzytelniona.
Ocieram czoło z bryzgów. Patrzę, szalejąca
Wód nawała tabunem grzmi przez skalne szczyty,
Djamentowy pył krzesze jasnemi kopyty
I grzywy mleczne miecie i w śnieg je roztrąca.
Gościniec wód zawrotny, perłami wybity,
Malowany bladością srebrnego miesiąca,
Rzuca się... Mleczna droga w otchłań spadająca...
Tabun pędzi, w ślad za nim pędzą jasne świty.
Wiem! To jeździec tragiczny, pianami okryty,
Przelatuje wskróś ziemię, od końca do końca,
I przez noc czasów ciska jutrzenne dziryty!
Wiem! Prometeusz czekał na takiego gońca,
Do skały kaźni swojej łańcuchem przybity...
Białość grzyw jego widział, lecz nie ujrzał słońca!