Przejdź do zawartości

Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 5 055.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I coraz głośniej buchał śmiech,
Zwyczajnie, jak w kochaniu...
Aż rankiem leżał świeży trup
Na łożu, na posłaniu.

Jednę po drugiej, sześć ich miał —
Boże, uchowaj grzechu! —
A każdą w pierwszą ślubną noc
Na śmierć łaskotał w śmiechu.

Różnie tam o tem prawił lud,
I wtenczas i za laty,
Aż wszystko wydał młody paź,
Co sypiał u komnaty«.

Mówi, a z jej bezzębnych ust
Cichy się śmiech odzywa,
I z głębi czarnych, wdowich chust
Chwieje się głowa siwa.

W zapadłych oczach płomyk tli,
Twarz jej się barwi blada;
Sto lat już ma, lecz śmierci tej
Byłaby jeszcze rada.

I śmieje się i patrzy w dal
I wyschłą czaszką trzęsie;
I jakiś dawny, dawny żal
Drży łzami na jej rzęsie...

A stary cmentarz mogił tchem
Na twarz jej zwiędłą dyszy,
A u wrót szkielet kosę swą
Wydłuża ku niej w ciszy...




OSZAR »