Ely-emu[1]
Opuścił dłonie Lykofron i podniósł czoło,
W echo słów własnych wsłuchany, utkwiwszy oczy w przestrzeni,
Kędy na greckim błękicie
Gorzało słońce.
A przed nim płyta kamienna, gorąca jeszcze
Od rylca, którym ją zbróździł, zdała się nosić na sobie
Ślad piorunowej tej myśli,
Co mózg mu żarła,
Gdy nagle, w ciszy głębokiej, ten głos posłyszał.
»Dajcie mi jeszcze tych dawnych, starych Tytanów,
Co głazy w niebo ciskali i z pięścią szli przeciw bogom,
By wydrzeć z rąk Zeusowych
Ogień żywota!
Dajcie ich jeszcze! Niech walka krwawa a głucha
Wre po dawnemu na ciosy między Olimpem a człekiem,
I niechaj żar nieśmiertelny
Rozpali piersi,
Które w zwątpieniu zastygły, jak piersi trupa.
Czymże są bowiem bogowie, jeśli nie kłamstwem
Dla niewolników, co karki nędzne swe w jarzmo schylają
- ↑ El-y — tak się podpisywał pod swymi utworami poeta Adam Asnyk (ur. 1838 w Kaliszu, um. 2 sierpnia 1897 w Krakowie). Utwór jest odpowiedzią na wiersz Asnyka w »Poezyach« Warszawa 1893, t. II, str. 123.