Każdą swą wiarę, każdy sen,
Jak ciężkie, ciężkie brzemię.
I dźwiga księgi swoich praw,
Pieczęcie swych wolności,
By je tak rzucić, jak pęk traw,
Na wielki stos przyszłości.
I dźwiga nędzy swojej krzyż
Bez tchu, bez łez, bez głosu,
I rzuca wszystko wzwyż a wzwyż
Na zrąb ogromny stosu.
A kto swe brzemię cisnął już,
Ten pada cichy, blady,
A za nim nowe rzesze tuż,
Nowe się prą gromady.
Słońce nie zdąża zimnych ros
Z stygnącej pić źrenicy...
— Budujem stos, wznosimy stos,
My, świata budownicy!
Już poranionych ślady nóg
Czerwienią wszystkie drogi,
A celem wszystkich krwawych dróg
Ten wielki stos pożogi.
Wzmaga się ucisk, wzmaga mdłość,
Wskróś światem idą dreszcze...
Pytają rzesze: Czy już dość?
Lecz czas odrzeka: Jeszcze!
I mniej już coraz mogą dać
Na stos, co dymem bucha...