Dali już wszystko, na co stać
Nadzieję, wolę, ducha.
Więc w nadpowietrzny wznoszą szlak
Z zapadłych oczy dołów
I patrzą, czy nie leci ptak,
Co wskrzesnąć ma z popiołów.
I w napowietrznych mroki chmur
Puszczają słuch wskróś ciszy,
Czy szumu skrzydeł, bicia piór
Choć jeden nie usłyszy.
I z sercem, pełnem wielkich drżeń,
Przed sobą niosąc ręce,
Ku ogniom stosu idą w dzień
I nocą idą w męce.
A ten, co pada, jako kłos,
Podcięty nagle kosą,
Szepce, konając: »Jakiś głos...
Jakieś się skrzydła niosą...«
Już mu zastyga w żyłach krew,
Już bielmem wzrok nakryty,
A on: — »Coś słyszę... Jakiś śpiew...
Coś widzę... Jakieś świty!«
Umilkł i skonał. Już go rzesz
Stłoczyły stopy w ziemię.
Dzwon czasu bije: »Śpiesz a śpiesz,
A prędzej zdaj swe brzemię!!
I prędzej oddaj życia dech
Na rozdmuch płomieniska,
Co trawiąc łzy, co trawiąc śmiech,
Rozżarza, skrzy się, błyska!«
............
Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 5 110.jpg
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.