Podniosły się źrenice,
Dech zamarł w piersiacli ludu...
...Z gór, w bieli Chrystus schodzi,
Uznojon rosą trudu...
Krzyż dźwiga na ramionach. —
Juz bliżej... Już jest blizko...
I wszedł, ciężarem zgięty,
Na rzymskie cmentarzysko.
Nie widzą Go biskupi,
Jak w białej wieje szacie...
— »Niegodnym!« — woła jeden,
A ów: — »Niegodnym, bracie!«
A Chrystus patrzy na nich,
Aż skończą — cichy czeka...
»...Takżeście nieść mi dali
Przez góry krzyż z daleka?...«
Jak gromem w nich uderzy
Głos smętny Chrystusowy...
Podnieśli nagle oczy,
Podnieśli nagle głowy...
I obaj zaniemieli,
Jak gdyby po piorunie,
Ten jeden w lnianej przędzy,
Ten drugi w owczem runie...
A Chrystus, uznojony,
Krzyż zatknął swój w tej ziemi,
Co Alyscamps się mieni
Czasami potomnemi...
I otarł pot z oblicza,
I podniósł wzrok w niebiosy
I schylił się ku trawom
I dłonią czerpnął rosy...
Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 5 230.jpg
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.