Czy znasz anioły, które w pustych chatach
U wygaszonych ognisk siedzą ciche,
A głowy mają w piorunowych kwiatach
I usypiają dzieciąteczka liche
Pieśnią, co będzie im się kiedyś śniła
Aż po wiek życia?... Ona taką była.
Więc patrząc na nią strwożyłem się w sobie
I rzekłem: »Oto jest z tych bożych jedna,
Co w ciemnym lampy zapalają grobie
I zapomniane prochy biorą ze dna
Na siew przyszłości«. — I wstrzęsło się moje
Serce nadzieją wielką — i omdlało.
Aż ona, widząc, że tak przed nią stoję,
Dłoń, jak mgłę, lekką podniosła i białą,
A obróciwszy się na zmierzchy sine:
— »Idź za mną — rzekła — pójdziem w łez dolinę«.
...Jeszcze ta ręka przejrzysta i biała
W cichem powietrzu przede mną gorzała,
Jak srebrna chmurka, gdy słońcem wskróś świeci,
Kiedy mnie przestrzeń szeroka obleci
I chłód wieczorny, niesiony w powiewach
Po drżących wodach i po sennych drzewach.
Ziemia już w rosach, pod nocną szła zorzę
I gwiazdy nagle tryskały w przestworze,
A dnia różaność, wsiąknięta w powietrze,
W przejrzystsze tony szła i w coraz bledsze.
Naraz psy wyciem obniosły się głuchem,
Z łąk się porwały żórawie łańcuchem
I bijąc w skrzydła, leciały jęczące
Pod niewidzialne, zgaszone miesiące.
— »O jasna! — rzekłem, bo takie jej miano
Dawało serce — o jasna, co pędzi
Z gwiazd starodawnych tę chmurę zerwaną,
Czerniącą niebios różane krawędzi?