Przejdź do zawartości

Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 5 258.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.


Ciągnąc człowieka jednego na sznurze.
A człowiek miotał się i pianą broczył,
A ci, co bliżej byli, rudą błotną
Ciskali w niego i mową sromotną.

A kiedy przyszli nawprost onej jodły,
Która, drżąc w sobie, dawała szum mały,
Poznałem, iż był markietan, człek podły,
Jakich za każdym obozem psy gnały;
Ale u tego znalazły się sprawy
Insze, bo szpieg był i przedawczyk krwawy.

Ohydnie rwał się i rzucał na smyczy,
A z członków kręte uczynił gadziny;
Lecz choć znać było, że dusza w nim krzyczy,
Niemy miał język, zdrętwiały i siny.
I to widziałem, że go od powroza
Śmiertelniej dławi strach i trupia zgroza.

A święta moja, cofnąwszy się krokiem
I patrząc z wielką litością na tłuszczę,
— »Prosiłam — rzecze — lecz Pan się obłokiem
Pomsty otoczył i rzekł: »Nie odpuszczę!«
Straszną ten śmiercią tutaj zginąć musi...
Zaprawdę, wojna Boga nawet kusi«.

I szła, spuściwszy głowę, aby onej
Rzeczy nie widzieć, co się tam czyniła.
A była gwieździe podobna zgaszonej,
Bo u tych bożych nie zawsze jest siła.
A zaraz przypadł wichr i skłębił chmury
I mrok się rzucił nagły...


VIII.

............Piały kury
Na czas północny i na nowe straże

OSZAR »