O wojno!
Nie przeleciałaś ty nad ziemią cwałem,
Nie przeleciałaś ty nad polem zbrojno,
Ale wężowem i ohydnem ciałem
Do cichych wpełzłaś gniazd, aby je skalać
I oczy piskląt krwią matczyną zalać!
— »Na miejsca puste, na miejsca bezwodne
Zawiedź mnie, jasna, a posadź mnie w ciszy!
Niechaj przepaście obejmą mnie chłodne,
Niech się pierś moja ciemności nadyszy,
I tam mnie zawiedź, skąd słońce ucieka,
Abym oblicza nie widział człowieka«.
Rzekłem, a pani moja, bardzo cicha
I w tajnych myślach swoich pogrążona,
Szła przeciw wiatru małemu, co wzdycha
W przydrożnych trawach, a miała ramiona
Jak zwiędłe lilje, a oczy na niebie.
I rzekłem: — »Dozwól, a puść mnie od siebie.
Albowiem cięższe to jest, co zaznałem,
Od grobowego na piersi kamienia,
A dosiężony jestem w serce strzałem
Takiej żałości, co w jady krew zmienia,
A żywot sobiem zbrzydził...«
Rzekła: — »Mało
Już drogi onej przed nami zostało.
Bo nie jest wszystko tobie pokazanem,
A tylko rąbek uchylon zasłony,
A świat się o to niech modli przed Panem,
Aby choć jeden z was był naleziony,
Któryby całe piekło to obaczył,
I wrócił z drogi tej i nie zrozpaczył.