Przejdź do zawartości

Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 5 269.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Tak, jako o tem mówią ludzie starzy,
Niechaj mi uszy napełni zgrzytaniem
Wszystkich piekielnych mar, lecz niechaj twarzy
Tych nie oglądam, które mi tam były
Zjawione, bobym skonać nie miał siły.

A to, co oczy moje tam widziały,
Nigdy nie będzie nikomu wiadomem.
To tylko powiem, że Chrystus zczerniały
Głowę na krzyżu odwrócił ze sromem
Od onej zgrozy i na pierś ją skłonił,
I wielkie, krwawe łzy po licu ronił.

A wtedy ono ciche światło boże
Zgasło nad czołem mojej Beatrycze
I zaszło, jako wieczorowe zorze...
A ona, czarnym kirem swe oblicze
Z głową nakrywszy, raz tylko westchnęła
I z oczu moich zeszła i zniknęła.

XI.

Nikt mi już nigdy z duszy nie wyrzuci
Tego, co krwawi i co mi ją smuci...
Nikt mi już nigdy z przed oczu nie zetrze,
Ani na żadnym rozwieje się wietrze,
Ani Bóg nawet odmienić jest w mocy
Tego, com widział i czuł owej nocy.

A kiedy teraz samotny usiadam,
To wiem, że przyjdą do mnie wielką rzeszą
I jęczeć będą, gdy do nich zagadam...
A jako chmury, za wiatrem gdy śpieszą,
Tak wskróś mnie idąc, w cień mnie swój ogarną
Te trupy nocą gorącą i parną.

Są słowikowie, co po lasach jęczą
Nieutulonem każdą wiosną łkaniem;

OSZAR »