Ta strona została uwierzytelniona.
Żeby lekuchnych obłoków cień
Ugaszał słońca.
Tu się rozlegnie śmiech i ruch,
Trzaskanie chłopiąt z biczy;
Przepiórka leci i roni puch,
A derkacz krzyczy.
Bab na pograbki wyszła moc,
Grabiska aże dzwonią...
A dzikich gęsi sznur się pod noc
Skrzykuje błonią...
Ubywa kopic, kipi pot,
Przez złotą kłosów chmurę
Błyskają widły; już snopy w lot
Zapchały furę.
Trzeszczą półdrabki, rośnie stóg,
Piętrzy się góra złota...
Chłop z wozu krzyczy: — Dość! Dalibóg
Wywalę wrota! —
Tak lecą radzić, kto tam żyw,
Ten to, a drugi owo...
A my, gromada, na taki dziw
Aż kręcim głową.
— A to ci z Prusa tego tuz:
Co snopów ma w swym plonie!
Toć nie zabierze tego i wóz
We cztery konie! —
Nicea, 21 grudnia 1896 r.