Ta strona została uwierzytelniona.
V. DO ALEKSANDRA ŚWIĘTOCHOWSKIEGO[1].
Zawszem widziała łódkę twoją drobną,
Po wielkiem morzu płynącą osobno,
A tak spokojną, jakbyś wśród ogromu
Wód oceanu — czuł w własnym się domu.
Sam byłeś. Żadne nie pchały cię wiosła,
Ni wzdęta żaglów pierś tchnieniem cię niosła;
U steru łodzi sam stałeś, odbity
W nieskończoności głębie i błękity.
A gdy się wicher zrywał i dokoła
Okręty masztów uniżały czoła,
Spiesząc, gdzie w porcie far[2] jasny się pali,
Łódź twoja cicha leżała na fali.
Za tobą były bezpieczne zatoki;
Tyś w burze płynął przez wiry i mroki
I w nawałnicę, gromami co dyszy,
Niosłeś coś z własnej pogody i ciszy.
Ktoś jest? Dlaczego nieznana ci trwoga,
Którą drży nawy ogromnej załoga?
Jaka cię gwiazda prowadzi i trzyma
Nad przepaściami złotemi oczyma?