Przejdź do zawartości

Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 6 092.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I krzyżem padał w najcichszej z nisz,
Co w mrokach tlała pusta...

Aż się nauczył, po latach prób,
Milczeć — jak grób,
Aż zdusił głos, aż stracił dech,
Pod świętym znakiem krzyżów trzech,
Aż stał się widmem cichem.

Nie miał już skrzydeł, nie miał już piór,
Szumiących wtór
Do pieśni życia, pieśni bez słów,
Do najtajniejszych z tajemnych snów,
Był doskonałym mnichem.

I szedł z innymi, za krokiem krok,
Spuszczony wzrok,
Ręce na piersiach, z zamkniętych warg
Ni szczęścia krzyk, ni poszept skarg,
I ciemna twarz z asbestu...

A gdy już doszedł nad trumny zrąb,
Nad grobu głąb,
Niemy w nie schodził, niemy się kładł,
Jak zeschły liść, co w ciszę padł,
Liść niemy, bez szelestu.

Aż do Kartuzji, z dalekich pól,
Przybył raz król;
Z myśliwską świtą, rzucając łów,
W wesołej wrzawie dzworzan i psów,
Król przybył w dom milczenia...

Zabrzmiały trąby z srebrzystych blach,
Rozwarł się gmach;
Tętni podwórzec od mnogich stóp,

OSZAR »