Choćbym o mil tysiące zakrzyknął ku braci,
Głos się mój nie zatraci,
Ale przez rzeki, przez lądy, przez góry
Szybszemi, niźli ptak, pióry
Przeleci w pędzie, niewstrzymanym niczem,
I szeptaniem tajemniczem,
Albo przeraźliwym krzykiem
W piersi ich — własnym moim ozwie się językiem.
I choćbym tylko myślą przemówił do braci,
Myśl się ma nie zatraci,
Ale o mil tysiące, poprzez oceany,
Ogromne świata przestrzenie
Przesiecze, jak płomienie,
Aż u bratniego proga
Padnie, jak gołąb, z wieścią daleką wysłany,
I bić weń będzie skrzydłem i nocą i zorzą,
Aż jej się drzwi otworzą,
A myśl wejdzie w przybytek ducha zadumany.
Bo między mną tu a niemi,
Nawskroś nieba, nawskroś ziemi,
Otwarta jest przestrzelna i dźwięcząca droga
Tajemniczej atmosfery,
Co najcichsze chwyta szmery,
Wypełnia sobą przestrzenie,