Przejdź do zawartości

Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 6 280.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Dłoń blizka temu, co więdnie i kona,
Dłoń jaśniejąca promykiem miesiąca,
By nie urazić słonecznym rozświtem
Oczu, schylonych przed dziennym błękitem!
Ona albowiem oderwie pieczęcie
Wieku, co przyjdzie bez ognia i miecza,
I potępienie odmieni w zaklęcie,
Pod którem dusza zakwitnie człowiecza,
I świat obejmie uściskiem i boży
Sąd wszechprzebaczeń nad ziemią otworzy.

Głos z nizin bije...
— O, błogosławione
Serce, co swojem kochaniem objęło
Wszystko, co nędzne jest i co wzgardzone,
I Chrystusowe wypełnia tu dzieło,
Wiodący[1] rzesze zarannych zórz drogą,
A w nienawiści nie mając nikogo!
Albowiem jemu oglądać jest danem
Boskość ukrytą w łachmanach nędzarzy
I być ludzkości najwyższym kapłanem
I ofiarować u złotych ołtarzy
Ducha, gdy tchnieniem najświętszem owione
Czoło skazańca — wdeptane w proch skronie.

Głos z nizin bije...
— O, błogosławieni
Pokój czyniący nad ludem i światem
Siewacze ciszy, co idą schyleni,
By zasypywać miłości swej kwiatem
Przepaście czasów, a nic się nie nużą,
Trzymając serce wzniesione nad burzą!
Albowiem oni synami bożemi
Nazwani będą przez ludzkie plemiona,

  1. Wiodący jest tu jak współrzędne mu mając (w wierszu następnym) forma przysłówkowa zam. zwykłego wiodąc.
OSZAR »