Ta strona została uwierzytelniona.
Skowrończą w serce uderzył mnie pieśnią,
Spłonął poranną nad łanem mym zorzą,
Zapachniał skibą, gdy pługi noc prześnią
I świtem orzą.
Cień jego skrzydeł z czarności padł borów
Na czoło moje kojący i błogi.
Zaświetniał w łąkach pod tęczą kolorów
W miedzach mej drogi...
Wskroś słonecznego nad chatą promienia
Słyszałem trzepot i ciche ich bicie.
I wiesz? Nie pustka błędnego marzenia,
Rodzi go — życie!
I wiesz? Nie w górne on nosi się światy,
Gdzie my błądzili oczyma łzawemi,
Lecz między zboża i zioła i kwiaty
Lata — przy ziemi!