Przejdź do zawartości

Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 7 081.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dni, nie narodzonych jeszcze. I opuściłam ich wypłakane oczy na kurhany, jako łzawice srebrne, a każda kość, na dzikich polach, na sławnych bojowiskach leżąca, brała swą część w pieśni.
I wodziłam dziady śpiewne ode wsi do wsi, a biedny to był próg i nie mój, na którym gęślarz gęśli swych nie stroił.
Białozorowie moi i sokołowie moi ważyli się nad lirami dziadów, po stepie ich wodząc, po szerokim; a żórawie, te przed nimi leciały, krzycząc po śródniebnych szlakach.
I nakryłam pieśń chmurą ich skrzydeł, i śpiewałeś o sobie, ludu mój, nie wiedząc, co wspominasz i co wieszczysz sobie.
Lecz zaś zestroiłam lutnię twoją z lutnią Dawidzką, królewską, i ustruniłam ją w słoneczne i błyskawiczne struny.
I uczyniona jest jedna, jako strzała, ku rozświtowi puszczona i w brzaski lecąca; i uczyniona jest druga, jako tęcza, wymalowana w blaski i w kolory, a kwiaty i gwiazdy lecą na nią i łabędzie głosy.
Lecz trzecią, tę podparłam piersią własną i sercem bijącem. A imię tego, który na nią palce kładł, jest: »Z ziemi wzięty«.
I stała się pieśń twoja sławną, i była kochanką młodości twojej i siłą lat męskich twoich i ostatnim kwiatem twych mogił.
To wszystko uczyniłam tobie, ludu mój, a tyś mnie zaparł językiem twoim!

LUD.

Moja wina! Moja wina! Moja wielka, wielka wina!

POLSKA.

I co więcej uczynić tobie mogłam, a nie uczyniłam?
Wpierw, niżby Chrystus po łanach twoich cho-

OSZAR »