Tego puszczyka, co się tam odzywa...
Ogników z bagna, co są ognioduszki...
Ojca... taj Boya...
Tchnień, co te brzozy kołyszą do spania,
Z wieczornych tęsknot, z uśmiechów poranka,
Z echa, co piosnki twoje w dal roznosi,
Z pieszczot tych ptasząt, co gniazdeczka ścielą,
Z jasnych warkoczy twoich przędzy lnianej,
Z czarności twoich ocząt... z rzęs spuszczonych,
Z bieli twych ząbków... z purpury twych ustek,
Z tego westchnienia, co nie wiedzieć czemu
Podnosi piersi twe dziewczęce... Z pary
Z oddechu.... z skrzypek, z rumieńca przy tańcu,
Z grania fujarek... Z łąk skoszonych woni...
Jak ty, prześliczną Pan Bóg na to stworzył,
Żebyś się ludzkim oczom uśmiechała,
Jak zorza!... I cóż? Czemuż się nie śmiejesz?
Tatuś mnie bije, kiedy na przełazku