Przejdź do zawartości

Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 7 160.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
HAGON.
A więc, niech tam w niebie

Bóg oczy zamknie — i nie widzi ziemi!
Panie mój, nigdy nie opuszczę ciebie...
Zostań; sam trumnę rękami własnemi
Otworzę, trupa przyniosę tu z Nelem.
A jeśli czarna uderzy godzina,
Niech nikt nie mówi, że Hagon się lęka
Być nieszczęsnego pana przyjacielem...
Zginiemy razem... Kocham cię, jak syna!

VESALIUS.
Dzielny mój, stary! oto moja ręka!
(Hagon oddala się z pośpiechem)

............
O tajemnico, stokroć życia warta!
Jażbym się zachwiał u twoich podwoi,
Kiedy przede mną ciemna twoja karta
W nagłym przebłysku objawiona stoi!...
Jażbym się zachwiał, zrobiwszy już tyle!
Czyliż wiek męski zaprzeczy odwadze
Młodości mojej? — a trwoga — mej sile?
Czyliż sam siebie i cele swe zdradzę?...
Jażbym się zachwiał? — Mistrzów moich duchy
Wołają na mnie: »Śpiesz!...« w wieków pomroce
Przyszłych pokoleń zaczynione ruchy
Wołają na mnie: »Śpiesz!...« bezsenne noce,
W których zbierałem rozbite okruchy
Tajemnic wiedzy, ciszy mi nie dają,
Lecz, jak sto haseł: »Śpiesz się! śpiesz!...« wołają.
Do czynu zatem! Na wieków zegarze
Narodzin światła wybija godzina...
Za sto lat jakich — wzniosą mu ołtarze...
Lecz niech ja pierwszy światu dziś pokażę,
Odrodzonego myśli mojej syna.
Dość snu! niech ludzkość powstanie ockniona!

(staje w zamyśleniu przed otwarlem oknem).
OSZAR »