Przejdź do zawartości

Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 7 179.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Lecz była Ewa — i ta nie umarła —
I dała życie ludzkości...

GŁOS.
»Dzień gniewu — dzień płomienisty...«


GALILEUSZ.
O tak! dzień gniewu... dziś padają trony

Duchów, wzniesione nad błękit przeczysty...
O, jakżem nędzny!... o, jakżem shańbiony!...

CASTELLI.
Mistrzu mój! ucisz się tą wielką ciszą,

Która nad czasów kolei spełnieniem
Czuwa — i liczy potężnem milczeniem
Tych, co ją w duchn swym słyszą...
Ucisz się mistrzu, i swojej boleści
Nie daj na pastwę ciemnego motłochu...
Niech ból twój, wielki, jako oceany,
Nie będzie wzrokiem szyderstwa smagany,
Ani w ulicznym znieważony prochu,
Lecz niech w twej męzkiej piersi się pomieści...
Ucisz się, mistrzu — i wznieś się nad siebie...
Pomyśl, jeżeli promień słońca skryty
Nie daje światła w burzliwej zamieci,
Czyż zwątpi oko wpatrzone w błękity,
Że on nie zagasł — lecz żywie i świeci
Na wyższem, czystszem i jaśniejszem niebie?

GALILEUSZ.
Mów, bracie! — Jakaś nieznana otucha

Z twojemi słowy przejmuje mi duszę...
Jam zgnębionego wcieleniem jest ducha
I dźwigać łańcuchy muszę.

(powstaje i mówi z rosnącą siłą)
Lecz przeszłość widzi — a przyszłość mnie słucha...

Posępna wielkość skazańca purpurę

OSZAR »