Królewską rzuca na moje ramiona...
Potężnym cieniem na czas mój zapada...
I koronuje czoło moje w chmurę,
Z której słoneczna leci błyskawica,
Co przyszłość całą oświéca...
Przy jej jaskrawych połyskach widnieją
Walki, tryumfy i prace tych duchów,
Co żyją wielką, wszechludzką nadzieją
I rwą ogniwa ciemnoty łańcuchów...
Ludzkości! będziesz zbawiona!...
Nadenmą wiek mój podnosi miecz nagi
I myśl przecina, jak promień, na dwoje...
Lecz błysk genjuszu, rzucony na wagi
Wiecznego ruchu, przyśpiesza wschód słońca...
Oto już wschodzi zorza gorejąca...
Dzień nowy chwyta za nowe oręże...
Myśl, co się w ciszy badania poczęła,
Jako krew w ludów przelewa się żyły
I nowych prądów zwiastuje świtanie...
Powstaną męże potężnej, lwiej siły,
I oko w oko obejrzą Twe dzieła,
O Wiekuisty! o Stwórco! o Panie!...
MAROI.
(wbiegając)
Co to, mój panie?... cały Rzym wzburzony,
Lud się na placach tłumami gromadzi.
Dominikanie[1] snują się jak cienie...
Na Ara-coeli[2] biją w wielkie dzwony...
Ponury poczet kapturów się zbiera...
W arterjach miasta czuć stłumione wrzenie,