Przejdź do zawartości

Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 7 191.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
KARDYNAŁ BARBERINI.
(z lekkim uśmiechem).
Apostolski zapał!...
(zbliża się kardynał Bandini).

KARDYNAŁ BANDINI.
Hańba nam! wieczna hańba, Barberini!

To, co się dzisiaj za chwilę tu stanie,
Imię Kościoła ohydnem uczyni
Wiekom i ludom!...

KARDYNAŁ BARBERINI.
Cóż chcecie, mój panie?

Myśmy zrobili, co zrobić się dało
Bez obruszenia na siebie ciemnoty.
Ja sam wpływałem na to siłą całą,
Żeby posępną skazańca niedolę
Osłodzić chociaż znośniejszym pobytem
Nad Inkwizycji zamknięte więzienie...
Lecz nacisk tutaj wywierają masy
I mniszych knowań podstępne roboty.
Spojrzyj na prawo! Te białe kaptury
Są jak wyziewy burzy — i jak chmury,
Zdolne na słońce sprowadzić zaćmienie,
A nie dopieroż na ludzi — i czasy.

KARDYNAŁ BANDINI.
Czas, to my, bracie! Słuchaj, jeśli Kościół

Pochwyci wielką postępu pochodnię
I nieść ją będzie przed pracą ludzkości,
Jeżeli sztandar wolności rozwinie
Po nad ścieśnione granice czczych sporów
I godną Bóstwa swobodę obwieści
Dla niezależnych umysłów i duchów,
Jeżeli chwyci przewodnią nic ruchów
Wieku, co na świat wydaje w boleści
Tryumfy prawdy, jeżeli sam wniesie

OSZAR »