O, źle!... Z większą rewerencyą poczynać z nim trzeba.
Ale dlaczego tam taki łomot? Co ty właściwie robisz?
Nie wie... Może i nie od Zeusa idzie? W każdym razie ostrożnie z nim trzeba. (Woła) Głazy pod górę toczę. Głazy osypują się i okruchy w dół lecą.
Okruchy? Nie myślałem nigdy, żeby okruchy mogły sprawiać tak wielki hałas — tak nieznośny, wszystko głuszący hałas!
Tak, gdy w przepaść lecą. Zwykle też otrącają i skałę samą.
Czy prędko skończysz tę swoją robotę?
Czy ją skończę? Nic nie wiem. O skończeniu żadnem nie słyszałem. Jakże chcesz? Toczę głazy, a one się walą w dół, a ja znów toczę. Jakiż tu może być koniec? Sam powiedz, czy tu może być koniec jaki? Śmiałbym się z pytania twego, gdyby nie to, że mi pyły zasypują oczy do łez...
Czy za pokutę zadano ci tę pracę, biedaku?
Jakto: za pokutę? Nie rozumiem ciebie.