Skróś lodowych gdzieś wybrzeży...
Głucho, martwo biją młoty,
W taczki kując ręce, nogi...
Wzdłuż usianej kośćmi drogi
Aresztanckie ciągną roty.
Ciągną roty, taj śpiewają,
Słowa sobie podawają,
Nie tak słowa, jako łkanie,
Ni to wycie, ni śpiewanie.
— »Ej ty maty, moja maty,
Lepiej by się utopiła,
Niż mnie, syna, porodziła!« —
Barabańszczyk[1] w bęben bije.
— »Wy gdzie?«—»W Sybir!«—»Wy skąd? Czyje?«
— »Bez dosługi[2] my sołdaty!« —
I śnił, Caru-Hosudaru,
Że tam jeden chłopiec drobny,
Nie mogący znieść ciężaru
Kazionnego[3] karabina,
Do mojego — Boh-mi! — syna
Kozaczońka dość podobny,
Runął twarzą w śnieg do ziemi...
Jak to drewno, padł na pował,
Sztywne ręce rozkrzyżował,
I tak został za innemi.
Poskoczyli we trzech razem,
Taj feldfebel, oficery,
Ten nahajką, tamci płazem...
— »Trzysta pałek, marudery!« —
Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 8 124.jpg
Wygląd
Ta strona została skorygowana.