I błysnąłeś ponad światem
Berłem mordu, krwi bułatem...
I błysnąłeś lodów panem
Nad siewiernym oceanem
I nad polem, kośćmi sianem...
I zagrzmiałeś w kajdan szczęku
Wskroś katorżnych rabów[1] jęku,
I zajawił ty swe przyście
W stuku pałek, w kuta świście,
I zajawił ty się w głodach,
W morach, ogniach, taj w pochodach,
I zabłysnął ty nad wrogiem
Carem-katem, carem-Bogiem!
............
Wstał car, jak gdyby okiem moc swą mierzył,
Wzrok, jak ryś, zmrużył, a nozdrza rozszerzył,
Krwi i potęgi dysząc aromatem.
Poczem siadł, szuby nakryty szkarłatem
I cicho śmiał się... Bogiem czuł się — katem.
Lecz Jermak zrobił trzy kroki do tronu
I stanął hardo przed nim, bez pokłonu,
W błyskach i w ogniach twarz mając surową;
I głośnym szeptem rzecz podjął na nowo...
Jak żmija syczy każde jego słowo.
............
I śnił, Caru-Hosudaru,
— Sławna tobie żyźń[2] u Boga! —
Że z całego tego gwaru,
Z tej burzliwej zawieruchy,
Wstała jakaś cichość sroga,