Gdy nagle buchnął głos, jak Polska długa
I jak szeroka: — »Bug! Nad Bug! Do Buga!«
Więc nie tak wartko Wisła rwie o wiośnie,
Gdy w nią swe śniegi z hukiem puszczą Tatry,
I nie tak pożar skróś traw suchych rośnie,
I nie tak leci ptak i nie tak wiatry,
Jak ten się rzucił głos, który miał loty
Ptaka i wiatru i wód i żar złoty
Żywych płomieni. Zajęły się duchy,
Jak iskry, kiedy w tajnym padłszy lochu,
Pełgną i tleją, nim rzucą w wybuchy
Zduszony ziemi dech i piorun prochu.
A choć nie było wodza ani godła,
Wiedzieli wszyscy hasło: — „Do Horodła”. —
Może borowe szumy je rozniosły,
Może echowe, żórawiane głosy...
W domu niewoli różne służą posły,
Od huku burzy, aż do szeptu rosy.
Z sioła do sioła i z miasta do miasta
Latają w ogniach wici, jak za Piasta.
Po dworach hasło zjawiło się w błysku
Starej rycerskiej krwi, rdzawej zbroicy.
A już pod siodło rżał koń na pastwisku,
Już kord ze ściany szczękał ku prawicy,
Już cichem światłem mżył ryngraf z nad łoża,
A w piersiach grała hejnał jasna zorza.
Lecz w miastach gorzał duch męczeński w ludzie,
Duch rzymskich aren[1], duch już zaświatowy.
Wszyscy tam żyli w śnie jakby i w cudzie,
- ↑ Arena (z łać. piasek) — piaskiem posypana widownia w cyrku lub amfiteatrze, gdzie pierwsi chrześcijanie byli rzucani na pastwę dzikim zwierzętom.