Przejdź do zawartości

Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 8 253.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— »Chruszczew kozactwu uzwolił rabunku...
Chruszczew sto rubli na wódkę rozrzucił...«
Kobiety zbladły, lecz nikt się nie wrócił.

Po dworach tylko zaczęto pierścienie
I pieniądz zrzucać. — »Żyw będę — odbiorę.
A nie, to zmówcie wieczne odpocznienie,
I — na potrzeby kraju...« — Kraj w tę porę
Tak brał dziedzictwo, jak ojciec je bierze
Po synach. Nikt nie mówił o ofierze.

Tymczasem, jak śnieg, kiedy z góry leci,
Rosnąc w lawinę, aż nagle upada
Z hukiem i trzaskiem śmiertelnej zamieci,
Tak nasza coraz wzrastała gromada;
Aż w dobrej mili z nami się złączyła
Ogromna ludu ciągnącego siła.

Jako więc Wisła, kiedy się rozwidla,
By tężej ująć pomorskie dzierżawy,
Tak z jednej strony krakowskie ożydla,[1]
Z drugiej w kapotach ciągnęły Kujawy,
Aż w Kopyłowie, do jednego cieką,
Z miast, z wiosek, z dworów, lud spłynął — jak rzeka.

Pojazdy, wozy, kałamaszki, kocze,
Cała tam Polska, zda się, była jezdna.
Gwar, zamęt, wszystko pcha się, grzmi, turkocze.
Jużby też chyba Bug musiał być bez dna,
Żeby tę ciżbę połknął i pogrążył!
Drabek się chwytał, a biegł, kto nie zdążył.


  1. Ożydla — wyłogi u kamizoli lub sukmany; tu: sukmany z krakowskiemi ożydlami.
OSZAR »