Przejdź do zawartości

Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 8 257.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Ruszyli my się nod modrera tem niebem,
Co się zdawało polem bławatkowem,
Na które nam iść przez Bug prosto trzeba...
Nigdym modrego tak nie widział nieba.

Zaczem się zaraz ustawiać w porządku
Jął do pochodu tłum wielotysięczny.
Z krzyżem, w sukmanie, stanął na początku
Chłop ordynacki[1]. Krzyż srebrny, miesięczny,
Zdawał się iść sam przez czyste błękity,
Za nim chorągwi las, w szumach rozwity.

Pod chorągwiami — cechy. W dąb ciosane
Chłopy! Kiliński takich miał za sobą.
W pośrodku, między szumy chorągwiane,
Z licem zczerniałem odwieczną żałobą,
Płynął powietrzem, gdzieś od Częstochowy,
Obraz Hetmanki pól tych i Królowy.

Ale za oną Panią z Jasnej Góry
Nie stał Czarniecki, nie dzwonił w szablice,
Tylko się w długie rozwinęły sznury
Z śmiertelnych wosków jarzące gromnice...
Czyż nigdy, nigdy, nigdy Bóg nam nie da
Żelaza w rękę, co raziło Szweda?

Czy nam już iść tak, pod umarłych zorze,
Bez upojenia chwały i bez siły?
Czy karki zgiąwszy w hańbiące obroże,
Pokoleniami kłaść się do mogiły
Bez czci i z której ziemia nas wyplunie,
Żeśmy nie w walki zginęli piorunie!

Dość. Bóg już rękę położył na chmurze,
Już z wskaziciela jego skra wybucha...

  1. Chłop ordynacki — z ordynacyi Zamoyskich (szczegół historyczny).
OSZAR »