Już w jego szacie łyskają się burze,
Już świat dygocze pod wichrami ducha.
Już wszystko grzmi w nas: myśl, czucie i słowo...
My sami idziem chmurą piorunową!
............
Lecz jak ostatni obłok, jeszcze biały
W czarności nieba i słońcem podbity,
Tak ozłocone gromnicami wiały
Komże i alby wzięte na habity
I na sutanny. Sto, dwieście ich, trzysta,
Jeszcze... Ogromna chmura i srebrzysta.
Za nią — kobiety. Tarcz mocna i dumna:
Bijące serca, bohaterskie łona.
Nigdy i nigdzie tak jasna kolumna
Duchów nie była w bój żaden rzucona
I nigdy puklerz nie był taki złoty,
Jak tych niewieścich głów rozwiane sploty.
Męką natchnione i pieśnią aż rwące,
Płomienne oczy utopiwszy w niebie,
Szły sióstr, żon, matek, kochanek — tysiące,
Krokiem nie dając swym miłym przed siebie,
A która nie ma nikogo na ziemi,
Rodaków broni piersiami własnemi.
Zaprawdę, ta się reduta nie zdaje,
Kędy duch taki żywy szaniec sypie!
Zaprawdę, nie są stracone te kraje,
Choć panichydę[1] wróg pieje na stypie,
Gdzie takie wały są i takie mury,
Z białości lilji polnych, z róż purpury!
Za tą przejasną tarczą szli posłowie
Ziem polskich, z Rusi, Litwy i Korony.
- ↑ Panichyda — msza żałobaa, nabożeństwo żałobne.