I W Żadnym cicho nie doleży grobie.
Imperjum całe nie ma ziemi tyle,
By ten zasypać grób, który jest pusty,
Bo duch nasz nad nim, a w nim — tylko chusty!
............
Ale przez czarność jodeł już błękity
Jęły namieniać żywe. Już skry mżące
Gęściej w brunatne szyło aksamity
Podłoża coraz to ognistsze słońce,
Aż wskróś ostatnich zielonych przeźroczy
Nagła się jasność dnia rzuciła w oczy
Bazem z bagnetów i szaszek błyskami.
Wojsko! Piechota stała w dobrym szyku
Bojowym. Jazda po flankach. Przed nami
Świecił sztab. Słońce grało w każdym sztyku
I w każdej szaszce iskrzasto tęczowo,
A cicha otchłań lazuru nad głową.
Brakło nam wodza, ale były moce
Wodzące. Naród znał je, czuł, ich słuchał.
A czyli szeptem, jak wiatr w ciche noce,
Czy jak grzmot burzy głos taki wybuchał,
Wiedzieli wszyscy, że nad nimi stoi
Duch-wódz, Duch-hetman, Duch-cud w jasnej zbroi.
Teraz tym wodzem był nam paroch[1] lichy
Unicki, wyschły, w wytartej odzieży...
Ten rzekł: — »Nie z zemsty idziem tu, ni z pychy.
Na nic tu oręż. Ten — Bogu należy.
Kto ma broń, niechaj ją natychmiast złoży!
Tutaj nie bitwa. Tu będzie sąd boży.
Bezbronni, w niebo wzniesiemy ramiona
I tak iść będziem. Śmierć nas nie przestrasza.
- ↑ Był to paroch unicki z Krasnegostawu, ks. Bojarski.