Lud szedł. Piechoty linja się wstrzymała
Na strzał armatni. Zatoczono działa
Przed front. Błysnęły pod słońce lawety
Odprzodkowane. Spojrzałem po tłumie:
Szli wszyscy. Żeby starce choć... kobiety...
Nikt! W głosów wichrze i w chorągwi szumie
Szli, z wzniesionemi ramiony. Przed frontem
Przy każdem dziale, z zapalonym lontem
Stanął kanonier. Lud szedł. Jeszcze chwila,
A jakiś złoty piorun tu uderzy!
Bo się tu jakaś moc straszna przesila,
Bo tu na sądnej stoimy rubieży,
Skąd niema drogi. A głos tu ostatni
Musi mieć boży grom, lub grom armatni.
............
Wtem Chruszczew z sztabem i z Dońcami konno
Przy skakał. Stanął, odkrył głowę: — »Rady
Boba, gaspada[1]! — Choć wy nieobronno,
U mnie jest rozkaz! Tu nie od parady
Puszki![2] Lont czeka tylko na komendę:
Jej Bohu, tu nie szutki![3] Strzelać będę!«
A na to z tłumu krzyk: — »Nie rozumiemy
Nic po moskiewsku!« Chruszczew zsiniał cały,
Jakby się dusił, przez chwilę stał niemy,
A wytrzeszczone oczy na łbie drgały...
Aż opanował się, na sztab spojrzał, zaczem
Słał adjutanta, by mu był tłomaczem.
Podjechał młody oficer, nerwowo
Targając uzdę. Był blady, drżał cały.
Strona:PL Maria Konopnicka-Poezye T. 8 264.jpg
Wygląd
Ta strona została przepisana.