Nielitosnemi wyśmiewając słowy
Własne tęsknoty, trwogi, niepokoje,
I ten błękitny urok, co do głowy
Przewiewa marzeń niepochwytnych roje,
I uniesienia, i pragnień wybuchy,
I wszystko, czem się karmić zwykły duchy?
∗
∗ ∗ |
Czy ty pamiętasz, jak, pełni goryczy,
Patrząc ua siebie oczyma smutnemi,
Z łez my szydzili, których nikt nie liczy.
I z beznadziejnych wysiłków tej ziemi,
I z ducha, który pełza niewolniczy,
Lub rwie się w górę skrzydły złamanemi...
I z mglistych celów, na które brak miary,
Z daremnej pracy — i ułudnej wiary?
∗
∗ ∗ |
I z tych porywów, w niemocy poczętych,
Po których ludzkość znów w mroki zapada;
Z błogosławionych duchów — i z przeklętych,
Co w nicość lecą, jak pyłków kaskada...
Z nieśmiertelności złudzeń nieujętych,
Zrodzonych w zmierzchu, jak dziwna ballada...
I z mędrców, którzy czołem zadumanem
Napróżno biją przed wielkiem nieznanem?..
∗
∗ ∗ |