I wierzy w świty przyszłości — ten święty!
A każda boleść jest dla mnie ołtarzem;
A sprawiedliwość — najczystszą ofiarą!
Siła, co jeńców wyzwala zpod jarzem,
Jest mi nadzieją, miłością i wiarą.
Lecz ta, co ludzkość rozdwaja przez wodze,
Klątwą jest naszej małości i karą!
∗
∗ ∗ |
Bez gwiazd, bez słońca drogą tą przechodzę.
Dzień bez uśmiechu, noc bez upojenia,
Jako cień smutny przemija w mej drodze...
Przecież innego nie żądam promienia,
Prócz przeczuwanych odległych tych świtów,
Co budzą ludów uśpione sumienia,
Prócz cichych wiecznej tęsknoty zachwytów,
Prócz brzasków, które duchy wielkie niecą,
Prócz miłościwych dla smutku błękitów —
I tych łez jasnych, co z oczu mi lecą!
O ludy! zbudźcie wy Tego Chrystusa
Z marmurów ciszy!
Bo oto na świat przychodzi pokusa,
I otchłań dyszy.