stanowił wstąpić do zakonu oo. jezuitów: 10 Września 1839 roku przybył do ich kollegjum w Starej Wsi (w Galicji, w obwodzie Sanockim), gdzie z otwartemi rękoma przyjęli go dwaj znajomi ojcowie, Michał Markjanowicz i Fryderyk Riun. W kilka tygodni, po odbytych rekollekcjach, obrany manuductorem, czyli prefektem nowicjuszów, od razu pozyskał ich miłość. Tu, w murach klasztornych, w gronie pobożnej młodzieży i pracowitych ojców, w modlitwie i pracy, rozweseliło się jego serce i odzyskało utracony pokój; tu odżyły w nim wszystkie talenta, jakiemi chojnie był uposażony od Stwórcy; rozbudził się na nowo zapał autorski, duch poetycznego i artystycznego natchnienia, owiany uczuciem religijnem. Tu napisał wiele pięknych pieśni religijnych, ułożył do nich wdzięczne melodje i śpiewał je wraz z nowicjuszami. Niektóre z nich, jak np. na Boże Narodzenie i na Trzech Króli, należą do piękniejszych jego utworów i przeszły do ludu. Tu w języku łacińskim napisał tragedję: Sennacheryb. Tak, wśród zajęć ascetycznych i rozrywek duchownych, jakie w dziwny sposób umieją łączyć oo. jezuici, szybko upłynął mu czas dwuletniego nowicjatu i zbliżyła się ważna epoka złożenia ślubów zakonnych, 15 Wrześ. 1841 r. Pierwej jednak rozporządził swoją majętnością w ten sposób, iż posag swej żony oddał jej rodzinie, część własnego majątku przekazał stryjecznemu bratu, z drugiej wyposażył wierne swe sługi, włoścjan i ubogich; trzecią zaś częścią przyczynił się znakomicie do sprowadzenia z Francji do Lwowa sercanek. Wyjechał potém do Sącza, gdzie dwa lata jeszcze poświęcał się studjom teologicznym, po których chlubném ukończeniu, odebrał z rąk ks. biskupa Marcellego Gutkowskiego święcenia kapłańskie we Lwowie (1843 roku). Sędziwa matka jego zmarła tegoż roku. Pierwsze trudy kapłańskie obrócił na zaprowadzenie w okolicach Lwowa towarzystwa wstrzemięźliwości i niesienie ulgi i pociechy ludowi galicyjskiemu, dotkniętemu w latach 1844—45 powodzią i głodem. Lecz dopiero roku następnego, wypadki znane pod nazwą rzezi galicyjskiej, pokazały cały zasób jego miłości Boga i ludzi, talentu i poświęcenia. Szybko, jak błyskawica, przebiegła w Kwietniu 1846 r. wieść o krwawych wypadkach, zaszłych w obwodach: Sandeckim, Bocheńskim i Tarnowskim. Ojcowie jezuici pierwsi zrozumieli, iż jeden tylko głos religji i kapłana zażegnać może tę straszną burzę; i ks. Karol Antoniewicz chętnie ofiarował się iść z krzyżem Chrystusa na missje tam, gdzie inni kapłani albo odbiegli, albo zginęli. Z Sącza, udał się na miejsca zarumienione krwią bratnią i rozpoczął missje apostolskie. Była to praca prawie nadludzka, i wyraźnej potrzeba było opieki Bożej, aby lud, rozhukany i rozpasany na wszelkie zbrodnie, nawrócić do Boga, poruszyć do skruchy i żalu. Bóg jednak nie odmówił o. Antoniewiczowi swej pomocy i dokonał cudu, prawie powszechnego nawrócenia zbrodniarzy. „Rozhukane tłumy zbójeckie, pisze Wójcicki (Enc. Orgelbr. większa), zagrzane mocnemi trunkami i mordem, słuchały w ponurém zrazu milczeniu natchnionego słowa tego kapłana, ale wkrótce żal i łzy potrafił wydobyć z serc zakamieniałych. Na wilgotnej ziemi, od krwi niewinnie przelanej w około Bochni, stawiał Bogu błagalne ołtarze i gromady rozjadłe nawoływał do pokuty.“ Kamienne serca tajały powoli, coraz większe zbiegały się na missje gromady i coraz liczniejsze były nawrócenia. Praca to jednak była niedouwierzenia: często od świtu do 11 godziny w nocy Antoniewicz, nie znajdujcą prawie czasu na lichy posiłek, pracował to na ambonie, to słuchając spowiedzi w konfessjonale, lub gdzie można było, choćby
Strona:PL Nowodworski-Encyklopedia koscielna T.1 284.jpeg
Wygląd