na trumnie albo starym kamieniu omszałym. Oto jak sam opisuje najpierwszą swą missję w Brzanach: „I stanąłem na miejscu przeznaczenia w Brzanach. Ludu wiele zebranego na mnie czekało. Zaledwie który na powitanie: Niech będzie pochwalony Jezus Chr.! pół gębkiem odpowiedział; zaledwie który uchylił czapki: ponuro, podejrzliwie, jakby wszystkie przeniknąć chcieli myśli, patrzali na mnie. Bynajmniej tém przywitaniem nie zmieszany, zacząłem, jakby z dawnymi znajomymi, nie tykając zaszłych zdarzeń, rozmawiać o gospodarstwie i o domowych stosunkach; i wkrótkim czasie ta nieufność się usunęła. Wszedłem do izby obszernej a pustej, a przybiwszy do ściany mój duży, drewniany krucyfix (nieodstępny towarzysz) i upadłszy z ludem na kolana, zmówiliśmy pacierze poranne i wziąwszy komżę i stułę, począłem pierwszą naukę o Miłosierdziu Boskiém dla grzeszników pokutujących. Po godzinie zakończyłem naukę i pożegnałem lud, który, widocznie wzruszony, żegnał mnie i przyobiecał nie opuszczać żadnej nauki, czego też dotrzymał. Po rozejściu się ludu, zacząłem dzieci katechizmować, co trwało codziennie przez południe: poczém, posiliwszy się surowemi jajkami, chlebem i serem, około godziny 3, gdy się dzieci zebrały, na które jeden chłopak, biegając po górach i pagórkach, dzwonkiem znać dawał, rozpoczynałem katechizm, aż do godziny 8. Codziennie ufność ludu wzrastała i liczba słuchających, których izba ogarnąć nie mogła. Wiara wracała do serc, żal i skrucha obudziła się. Nie raz, gdym im okazywał zbrodnie, których się dopuszczali, westchnienia żałosne powstały. Po każdej nauce dziękowali. Podczas jednej nauki, starzec siwy jak gołąb’ wystąpił z pośrodka ludu i stanąwszy przedemną, odezwał się, przerywając mowę, że nie może wytrzymać aż dokończę mówić, i musi mi podziękować za wszystko dobre, com dla nich i dla ich dzieci uczynił. Po każdej nauce wieczornej, parę konwi wody poświęcić musiałem, tudzież jednemu pole, drugiemu pasiekę, trzeciemu domek. Rozdawałem szkaplerze, koronki. Baby znosiły podarunki: ser, masło, jaja, mleko, com z biednemi dziatkami, które z dalekich chat się zbierały, pożywał wspólnie. Nie raz jadąc do Brzan, po drodze matki, nie mogące same przyjść, kładły mi na wóz małe dziatki, aby katechizmu się uczyły, które powracając, matkom oddawałem... Przy ostatniej nauce, ja wraz z ludem zapłakałem i ciężkie było rozstanie nasze. Podziękowałem Panu Bogu za te ośm dni, w których tak widocznie błogosławił pracy naszej, że poznał zbrodnie lud ten, że za nie żałował.“ Missję takie ks. Antoniewicz odbył w 20 z górą miejscach. We wsi Tropie, gdy kazał, zebrało się do 10,000 ludu; we wsi Wiewiórce, gdy ks. Antoniewicz na podziękowanie Bogu, po ukończonej missji, wziósł krzyż na miejscu, gdzie jednej nocy zwieziono i zamordowano 24 osób, cały zebrany lud, przeszło 12,000 osób wynoszący, wielki podniół płacz i nie chciał puścić tego poczciwego ojca, jak go nazywał; chciał z nim umierać, aby mu wybłagał zbawienie. Po skończonych missjach powrócił do Lwowa. Apostolskie jednak trudy, prowadzone prawie bez wytchnienia, od Kwietnia do Października, nadwątliły jego siły i zmusiły szukać zdrowia w Karpatach, lata następnego. W tym to czasie począł pisywać swoje Listy zakonne, Wspomnienia missyjne, kreślone na prośbę ówczesnego redaktora Przeglądu poznańskiego (ks. Koźmiana), drukowane pierwotnie w tém piśmie Poselstwo duchowne i kilka innych drobnych książeczek. R. 1848 bolesny był dla niego, gdy rodacy sami domagali się zniesienia jezuitów we Lwowie. Rozkazano im rozejść się z zakonu, wła-
Strona:PL Nowodworski-Encyklopedia koscielna T.1 285.jpeg
Wygląd