koszyki, kobiałki, troczki, paczki, poduszki, kufry — dzieci, kobiety, mężczyźni. Wszystko to jest w tejże chwili otoczone przez białe postacie furmanów górali.
Uśmiechają się oni uprzejmie, witają jak dawni znajomi, przypominają sobie nazwiska, lub udają, że znają naszych przyjaciół.
chabówka.
Wszystko jedno. Każdy potrzebuje furmana, i po chwili zaczynają latać gorączkowo, dźwigać kufry i kosze, — śmigając białemi łydkami przeskakiwać po relsach, biegać po peronie i ginąć razem z tłomokami w głębi ciemnego przejścia.
Zamęt, warchoł i krzyki, w których można odróżnić wszystkie akcenta od Dniepru po Wartę.
— Kochanieńki! — Ci wiesz! — patrzajzeż... — mieszają się z góralskiem: Hań! Dy tu nie prec! Hej! — Co kciałek pedzieć?
Dzieci uspakajane od Krakowa do Chabówki, przez pięć godzin, obietnicą widzenia górali, nie posiadają się z radości, tupią nóżkami i wołają wśród śmiechu: — „Mamo! mamo! góral!“
Strona:PL Stanisław Witkiewicz-Na przełęczy 017.jpeg
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.