Przejdź do zawartości

Strona:PL Stanisław Witkiewicz-Na przełęczy 023.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Czy znowu jakie Dyabłówki?
— O ni! dy to Zakopane!
Wysiadamy, prostując zgięte w pałąk grzbiety i zdrętwiałe nogi. Wysuwamy się z płótna budy, która ostatni raz jeszcze zlewa nam za kołnierze strugi zimnej wody. Zmęczone dziecko śpi, nie czując co się z niem dzieje, poprostu leci przez ręce.

przyjazd.
Ciemno zupełnie.
Na ganku tylko, uśmiechnięta gaździna trzyma świecę, której blask migoce w strugach deszczu przecinających czarną gąszcz nocy.
Nad końmi bucha i kłębi się para, niknąca w mroku i poruszająca się jak widmo tam, gdzie sięga jasność świecy.
Powietrze wypełnia szmer i pluchot deszczu, zmieszany z wielkim szumem dolatującym gdzieś z ciemności.
— Piknie tez ich dolało! — mówi gazda przywitawszy się, i pomagając furmanowi wyciągać z wozu podróżne graty.
— Oj dolało! ale też i jechaliśmy długo!
— Juz wiecie panie, jako wam powiem. U nas w górak jako w górak,

OSZAR »