Jeżeli komu jest bezwzględnie dobrze w Zakopanem, to dzieciom. Szczególniej tym biedakom, którym się zdarzyło urodzić i żyć w miastach, w wielkich rojowiskach ludzi, wśród ciasnych, brudnych, dusznych i cuchnących ulic.
Tutaj jest dla nich raj prawdziwy. Otoczenie, które, oddziaływa równie dodatnio na ich zdrowie, na rozwój sił fizycznych, jak i na umysł.
Ta natura górska tak potężna, niezwykła, wyrazista, przykuwa ich uwagę, roznieca wyobraźnię, kładzie na ich wrażliwej myśli obrazy jasne, konkretne, dobitne — uczy ich i bawi lepiej, niż ciasny, zapakowany między czterema ścianami miejski ogródek freblowski, z jego wszystkiemi przyrządami do uprawy umysłu.
Same potoki tylko są już dla nich źródłem ciągłego, wielkiego interesu, przedmiotem nieustannych badań i zabawy.
Ta woda wesoła, wściekła, pieniąca się, jasna i przeźroczysta, która gdzieś śpieszy, dokądś pędzi z tajemniczym pośpiechem, zdaje się być żywą i obdarzoną świadomością swego życia i celów.
Wypada oto z za jakiejś krawędzi skalnej, rzuca się pomiędzy głazy, okrąża je, pieni się, kipi zła i niecierpliwa, ciska w powietrze kryształowe blaski i perłowe piany.
Dalej trafia na gładką, mało pochyłą równinkę i płynie cicha, przeźroczysta, śmiejąca się dołkami wirów, zaczepiając obwisłe gałązki świerków i potrącając badylami trawy; — nagle ziemia się pod nią urywa, i cała jej masa, porwana jakąś siłą fatalną, ciska się w przepaść, jakżeby z zamkniętemi oczyma, rozbija się w pianę, w smugi i nici białe, w kurz i parę... I znowu porywa się z upadku, wybucha wielką falą, przerzuca się przez zawalające jej drogę głazy i ginie w jakichś wielkich ustach z kamienia w ciemnej czeluści podziemi, w tajemniczych światach ukrytych we wnętrzu gór.
Nie tylko dzieci interesuje i przykuwa ten widok.
Obserwowałem profesora statystyki, który godziny całe stał na kładce, wpatrzony w wezbrany ulewą potok, rozbiegający się wśród głazów, okrążający pnie świerków, szemrzący po trawach — i mogę zapewnić, że uczony statystyk, patrząc tak na szumiącą i pieniącą się wodę, nie zajmował się obliczaniem: ile i w jakim czasie przepływa jej pod jego stopami?
W tej wodzie żywej, równie jak ona bystry i ruchliwy Drozd wodny, czyli Kordusek, nurtuje, żeruje i kąpie się, rozbijając białą piersią
Strona:PL Stanisław Witkiewicz-Na przełęczy 059.jpeg
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.