Gospodyni schlebiać nie zawadzi, skoro sam człek na tem nie ucierpi.
Weprały w Chybę, co ino wlazło. Nie szczędziły mu ostatnich przezwisk.
W rzeczywistości Złydaszyk, inaczej Chybą zwany, nie był takim czarnym doznaku, jak go odmalowała Satrowa... nie. Był to gospodarz, zasiedziany na swoim kawałku od dziada pradziada. Grunt miał wydajny i żyzny nad samą wodą, na wodzie tracz i młyn do tego.
Walny był z niego chłop — jak powiadali dalsi ludzie; a że sąsiedzi pśkali nań okrutnie, to nie dziwota. Z sąsiedztwem żyje się całe życie, z dalszymi tylko czasem.
Synów miał trzech. Baba mu pomarła na jadwencie, ino nie pamięta, którego roku... dość, że pomarła i nie ma jej... a szkoda! boby się przydała w chałupie. Z konieczności musiał syna żenić i przyjął niepotrzebny kłopot, bo się synowa z młodszym Sobkiem nie zgadza. Ciągła obraza boska i nic więcej...
Z niewiastą wprawdzie wziął parę stówek i krowę, ale to jakosi przeszło i nie znać w chałupie. Babskie wiano — padają — jak wilk nie zje, to zdechnie samo...
Dziwny był ten syn najstarszy, Jasiek. Cichy i spokojny, dniami całymi chodził, jak noc, zasępiony...
— Jak sie uweźmie, to — pada — tydzień
Strona:PL Władysław Orkan-Komornicy 023.jpeg
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.