Przejdź do zawartości

Strona:PL Władysław Orkan-Komornicy 075.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ludzie mrą...
— I rodzą sie! A rodzi sie ich więcy... I u nas, widzisz, co tu ludzi, a zarobku mało. Czy myślisz, że tam insze kraje? Tak biedni są, jak i tu... Bogatszych może więcy, niż u nas, ale co to płaci na takie miasto? Tam ściąg narody mają, zewsząd idą i wydzierają jedni drugim ten kawałek chleba...
— Ale tam łatwiej wydrzeć, niż tu...
— Kto ma zdrowie!
— I ja mam, chwała Bogu.
— Aleś jeszcze płony... daleko ci do chłopa!
— A za chłopa robić muszę... nie pomoże! Co sie nadźwigam, jak i w lesie, to inszyby sie z dziesięć razy złamał.
— Dyć sie narobisz dziecko, bo sie trza narobić. Aleś przecie w chałupie, to jakosi łatwiej... Widzi sie, jakbyś poszedł, że wszystko bedzie gorzy...
— Coby! To sie ino tak zdaje. Nima sie na co spuszczać, bo tu o zarobek trudno. Dobrze, pokiela buki wożą fabryce... a jak fabryka stanie, to co bedzie? Powiedzcie!
— Dyć bieda tak i tak bieda. Ale zawdy swoja bieda lepsza... Bo jak przydzie, tak przydzie, to masz przynajmniej na czem legnąć... A u ludzi!...
— Nie taki ta świat obcy! Nie wierzcie. Wszędy chwalą Pana Boga i dwojacy są: źli i dobrzy.
— Natrafić ino trudno.

OSZAR »